Martwe chwile
Jest po 23 i znów nafaszerowałem się fabułą filmową z historycznymi i miłosnymi wątkami. Niedaleka przeszłość i dzieje polskich oficerów z II wojny światowej oraz tragiczne dzieje polskiej, bohaterskiej młodzieży z tego samego okresu. To wszystko było nasycone miłością, która doprowadza do łez tym bardziej, że mam teraz taki parszywy nastrój. Tęsknota pogłębia się z dnia na dzień mimo, że mija już czwarty miesiąc od rozstania z moim Skarbem. Płaczę przed snem i jedynie troszeczkę pomaga mi to, że myśli okiełznały te fabularne wątki nakręcone z rozmachem i niebywałą sztuką reżyserską i aktorską. Bo to filmy zrobione przez mistrzów.
Przez prawie 4 lata, mój czas wolny zajmowała praca. To jakby na okrągło byłem w pogoni za pieniędzmi. Moja ukochana z czasem szalała wręcz gdy po raz kolejny odmawiałem obejrzenia filmów. Chciała wspólnie spędzać nie tylko wieczory, właśnie przed tym jakże dla mnie - głupim telewizorem. Teraz to moja norma i tak jakby nadrabiam zaległości. To wszystko za późno i ściska w sercu, że tak mogłem się zachowywać. Odciąłem się od niej i rodziny, będąc tylko sam na sam ze sobą i ze swoimi problemami. Czekała zawsze na mnie bym się odezwał i ją przytulił, powiedział co mnie gryzie a ja niczym drętwy gbur, zaszyłem się w świecie jaki nie zna miłości ani czułości. Zniszczyłem w sobie to co jest mi najbliższe - serce, otwarte serce.
Kiedyś powiedziała do mojej matki:
- Proszę Panią, martwię się o niego, on cały czas pracuje...
Mogę się tylko domyślać, że matka odpowiedziała jej coś w stylu:
- On zawsze taki był. Jak tylko na coś się uparł to musiał dopiąć swego bez względu na wszystko.
Nie słyszałem tej rozmowy. Jedynie dowiedziałem się o niej z ust Ukochanej. Nawet wtedy byłem ślepy, głuchy, sam nie wiem jak nazwać swoje zachowanie. To były jak się okazało, nasze ostatnie wspólne chwile. Święta Bożego Narodzenia 2015. Najpiękniejsze i teraz z perspektywy czasu widać, jedyne kiedy byłem szczęśliwy. Była moja córka, której od lat nie widziałem i nawet potem sama przyznała, że "moja dziewczyna jest spoko i przyjedzie wreszcie do nas na wakacje". To już nierealne, bo "nas" brakło.
W tamtych dniach byłem jak mur. Nie umiałem z córką rozmawiać, nie umiałem cieszyć się świętami tak jak należy ale mimo to byłem szczęśliwy. Ta blokada była po prostu z powodu niedowierzania, że tak nam się układa. To było naiwne i tak kruche. Byłem już pewny, że ten związek przetrwa wszystko i dopiero wtedy zrozumiałem, że muszę się zmienić. Sylwester pokazał jak bardzo się pomyliłem. Nie zdążyłem być tym cieplejszym, mniej myślącym o karierze i pieniądzach, które jak sądziłem dadzą nam więcej komfortu życia i radości. Przede wszystkim chciałem pod tym względem, wypracować tak bardzo oczekiwaną przez nas stabilność.
Bardzo mi trudno teraz pisać. Zamykam się jeszcze bardziej a moje marzenia i cele nie są już istotne. Pracę wykonuję tylko z obowiązku i automatycznie. Pracuję jeszcze więcej ale o dziwo znajduję czas dla siebie. Wieczory są ciemne to wiadomo i normalne. Ale tak ciemnych wieczorów nigdy nie przeżywałem. Czekam do rana z taką tęsknotą jakbym miał już nie wstać, jakbym obawiał się, że tracę życie. Bo rano znowu ktoś przyjdzie i będę mógł się odezwać. Tylko z pracownikami a właściwie jednym pracownikiem, który codziennie przychodzi, mogę cokolwiek porozmawiać. Reszta to tylko pisane litery na ekranie komputera. Zero kontaktu bezpośredniego. Tak jak brak kontaktu z moją Ukochaną. Z nią też tylko o pracy mogę rozmawiać co jest kolejnym paradoksem, bo przecież tak tej mojego zajęcia nienawidziła. To z tego powodu runęło bajkowe życie.
- Boże spraw, żebym dostał tą jedna szansę na poprawę swoich błędów i wróć mi tą radość i szczęście. Wróć mi ją!
Codziennie wieczorem, rano i w środku dnia powtarzam te i podobne słowa jako modlitwę i proszę o wybaczenie moich grzechów. Tylko to mi pozostało - wiara. Niedawno powiesiłem mały krzyżyk w nowym domu, bo było tu tak bezdusznie. Zwrócił uwagę każdego z moich pracowników podczas ostatniego spotkania. Przynajmniej miałem takie wrażenie. Tak, robię spotkania firmowe w moim domu, bo zlikwidowałem biuro. Tak będzie lepiej mam lepszą kontrolę. Pewnie z powodu tej decyzji mogłem się trochę bardziej zorganizować i zając się naprawianiem siebie.
Tak mimo, że tak cierpię to jednak próbuję pokazać, że nie jestem jeszcze zniszczony i ciągle wyrzucam z siebie najgorsze myśli. W tym te związane z samobójstwem...
Trzyma mnie przy życiu jeszcze jedno - myśl, że jestem Ukochanej potrzebny, bo pracuje u mnie i może zarobić na utrzymanie. Liczy poniekąd na mnie.
Ale to właśnie jest dla mnie równocześnie zagadką. Przecież nie chce mnie, nie ma zamiaru ze mną nic więcej w życiu układać i chce być sama bądź też z kimś innym. A to wydaje się przeszkadzać gdy się obcuje ze swoim byłym partnerem. Zawsze ta przeszłość mimo tematów o pracy w jakiś sposób będzie się wplątywała podczas rozmów i wspólnych relacji. I tu doskwiera mi naiwność lub może ta wiara - że to jakaś próba. Ale to już trwa długo i boli coraz mocniej. Nie wytrzymam, tak mi się co chwile wydaje lecz jednocześnie, codziennie mimo zwiększających się tęsknoty i żalu, nabieram coraz więcej energii, by pokazać się z jak najlepszej strony dla mojej Jedynej. Żeby była dumna i mogła powiedzieć kiedyś to był mój mężczyzna. Ja bym chciał, żeby kiedyś mogła powiedzieć - TO JEST MÓJ MĘŻCZYZNA. Byłby to najpiękniejszy dzień w moim życiu.
Zaszyłem się jak w bunkrze w tym moim nowym mieszkaniu. Niby mam to co pragnąłem ale dobijają mnie te białe ściany i wielka niemoc do wszystkiego. Cięgle rozmyślam i gnębię siebie wspomnieniami, od których tak bardzo chcę przecież uciec. Szukam cały czas jakiegoś wytchnienia i odpoczynku ale nawet sny nie dają mi luzu. W nich pojawia się przeszłość, obrazy, które tak bardzo są mi bliskie. Dobija mnie to, że jak wcześniej co chwilę ktoś zawracał mi głowę i nie nadążałem odpowiadać. I nawet tak już nikt nawet nie dzwoni. To jakby porozumienie z tymi ścianami - cisza. Upragniona wcześniej dziś jest katem. Samotność jaką znałem, chciałbym teraz, bo to była tylko kropelka samotności. To co przeżywam to jej prawdziwy wymiar i pewnie dopiero przedsmak tego co będzie. Czuję się jakbym był naćpany tym wszystkim co po kolei mi się przydarzyło i co się dzieje teraz.
Doszedłem na górę, byłem na dole. Pragnę w końcu stabilności. Więc zostałem sam. I brakuje mi wiary mimo, że próbuję ją bardziej uchwycić. Tu gdzie wówczas jestem, w tym nowym obliczu jest jedno miejsce, które rezerwuję tylko dla niej. Ale czas biegnie tak szybko. Obawiam się, że zbyt późno już na to, żeby przekonać. Że to po prostu jest tylko moja wyobraźnia. Nie umiem czekać choć i tak nigdzie już nie gnam ani nie chcę szukać kolejnej kobiety. Ich jest tak wiele, żadnej nie chcę. Jej powrót tylko zapełnia mi myśli. I one mnie paraliżują. Wszystko przeplata się tak szybko, odbija niczym kauczukowa piłka od ściany do ściany. Od podłogi do sufitu. Śmiesznie i ze smutkiem jednocześnie, mknie każda chwila codziennie. To zawsze pląta mi nawet język i piszę wciąż, bo słów z ust wprost do niej nie mogę powiedzieć. Poddaję się, by potem znów przyszła nadzieja. Lecz coraz mniej z czasem jej...
Kiedyś powiedziała do mojej matki:
- Proszę Panią, martwię się o niego, on cały czas pracuje...
Mogę się tylko domyślać, że matka odpowiedziała jej coś w stylu:
- On zawsze taki był. Jak tylko na coś się uparł to musiał dopiąć swego bez względu na wszystko.
Nie słyszałem tej rozmowy. Jedynie dowiedziałem się o niej z ust Ukochanej. Nawet wtedy byłem ślepy, głuchy, sam nie wiem jak nazwać swoje zachowanie. To były jak się okazało, nasze ostatnie wspólne chwile. Święta Bożego Narodzenia 2015. Najpiękniejsze i teraz z perspektywy czasu widać, jedyne kiedy byłem szczęśliwy. Była moja córka, której od lat nie widziałem i nawet potem sama przyznała, że "moja dziewczyna jest spoko i przyjedzie wreszcie do nas na wakacje". To już nierealne, bo "nas" brakło.
W tamtych dniach byłem jak mur. Nie umiałem z córką rozmawiać, nie umiałem cieszyć się świętami tak jak należy ale mimo to byłem szczęśliwy. Ta blokada była po prostu z powodu niedowierzania, że tak nam się układa. To było naiwne i tak kruche. Byłem już pewny, że ten związek przetrwa wszystko i dopiero wtedy zrozumiałem, że muszę się zmienić. Sylwester pokazał jak bardzo się pomyliłem. Nie zdążyłem być tym cieplejszym, mniej myślącym o karierze i pieniądzach, które jak sądziłem dadzą nam więcej komfortu życia i radości. Przede wszystkim chciałem pod tym względem, wypracować tak bardzo oczekiwaną przez nas stabilność.
Bardzo mi trudno teraz pisać. Zamykam się jeszcze bardziej a moje marzenia i cele nie są już istotne. Pracę wykonuję tylko z obowiązku i automatycznie. Pracuję jeszcze więcej ale o dziwo znajduję czas dla siebie. Wieczory są ciemne to wiadomo i normalne. Ale tak ciemnych wieczorów nigdy nie przeżywałem. Czekam do rana z taką tęsknotą jakbym miał już nie wstać, jakbym obawiał się, że tracę życie. Bo rano znowu ktoś przyjdzie i będę mógł się odezwać. Tylko z pracownikami a właściwie jednym pracownikiem, który codziennie przychodzi, mogę cokolwiek porozmawiać. Reszta to tylko pisane litery na ekranie komputera. Zero kontaktu bezpośredniego. Tak jak brak kontaktu z moją Ukochaną. Z nią też tylko o pracy mogę rozmawiać co jest kolejnym paradoksem, bo przecież tak tej mojego zajęcia nienawidziła. To z tego powodu runęło bajkowe życie.
- Boże spraw, żebym dostał tą jedna szansę na poprawę swoich błędów i wróć mi tą radość i szczęście. Wróć mi ją!
Codziennie wieczorem, rano i w środku dnia powtarzam te i podobne słowa jako modlitwę i proszę o wybaczenie moich grzechów. Tylko to mi pozostało - wiara. Niedawno powiesiłem mały krzyżyk w nowym domu, bo było tu tak bezdusznie. Zwrócił uwagę każdego z moich pracowników podczas ostatniego spotkania. Przynajmniej miałem takie wrażenie. Tak, robię spotkania firmowe w moim domu, bo zlikwidowałem biuro. Tak będzie lepiej mam lepszą kontrolę. Pewnie z powodu tej decyzji mogłem się trochę bardziej zorganizować i zając się naprawianiem siebie.
Tak mimo, że tak cierpię to jednak próbuję pokazać, że nie jestem jeszcze zniszczony i ciągle wyrzucam z siebie najgorsze myśli. W tym te związane z samobójstwem...
Trzyma mnie przy życiu jeszcze jedno - myśl, że jestem Ukochanej potrzebny, bo pracuje u mnie i może zarobić na utrzymanie. Liczy poniekąd na mnie.
Ale to właśnie jest dla mnie równocześnie zagadką. Przecież nie chce mnie, nie ma zamiaru ze mną nic więcej w życiu układać i chce być sama bądź też z kimś innym. A to wydaje się przeszkadzać gdy się obcuje ze swoim byłym partnerem. Zawsze ta przeszłość mimo tematów o pracy w jakiś sposób będzie się wplątywała podczas rozmów i wspólnych relacji. I tu doskwiera mi naiwność lub może ta wiara - że to jakaś próba. Ale to już trwa długo i boli coraz mocniej. Nie wytrzymam, tak mi się co chwile wydaje lecz jednocześnie, codziennie mimo zwiększających się tęsknoty i żalu, nabieram coraz więcej energii, by pokazać się z jak najlepszej strony dla mojej Jedynej. Żeby była dumna i mogła powiedzieć kiedyś to był mój mężczyzna. Ja bym chciał, żeby kiedyś mogła powiedzieć - TO JEST MÓJ MĘŻCZYZNA. Byłby to najpiękniejszy dzień w moim życiu.
Zaszyłem się jak w bunkrze w tym moim nowym mieszkaniu. Niby mam to co pragnąłem ale dobijają mnie te białe ściany i wielka niemoc do wszystkiego. Cięgle rozmyślam i gnębię siebie wspomnieniami, od których tak bardzo chcę przecież uciec. Szukam cały czas jakiegoś wytchnienia i odpoczynku ale nawet sny nie dają mi luzu. W nich pojawia się przeszłość, obrazy, które tak bardzo są mi bliskie. Dobija mnie to, że jak wcześniej co chwilę ktoś zawracał mi głowę i nie nadążałem odpowiadać. I nawet tak już nikt nawet nie dzwoni. To jakby porozumienie z tymi ścianami - cisza. Upragniona wcześniej dziś jest katem. Samotność jaką znałem, chciałbym teraz, bo to była tylko kropelka samotności. To co przeżywam to jej prawdziwy wymiar i pewnie dopiero przedsmak tego co będzie. Czuję się jakbym był naćpany tym wszystkim co po kolei mi się przydarzyło i co się dzieje teraz.
Doszedłem na górę, byłem na dole. Pragnę w końcu stabilności. Więc zostałem sam. I brakuje mi wiary mimo, że próbuję ją bardziej uchwycić. Tu gdzie wówczas jestem, w tym nowym obliczu jest jedno miejsce, które rezerwuję tylko dla niej. Ale czas biegnie tak szybko. Obawiam się, że zbyt późno już na to, żeby przekonać. Że to po prostu jest tylko moja wyobraźnia. Nie umiem czekać choć i tak nigdzie już nie gnam ani nie chcę szukać kolejnej kobiety. Ich jest tak wiele, żadnej nie chcę. Jej powrót tylko zapełnia mi myśli. I one mnie paraliżują. Wszystko przeplata się tak szybko, odbija niczym kauczukowa piłka od ściany do ściany. Od podłogi do sufitu. Śmiesznie i ze smutkiem jednocześnie, mknie każda chwila codziennie. To zawsze pląta mi nawet język i piszę wciąż, bo słów z ust wprost do niej nie mogę powiedzieć. Poddaję się, by potem znów przyszła nadzieja. Lecz coraz mniej z czasem jej...
To był czas jak
najpiękniejsze wakacje
Tylko wakacje
Długie i
niekończące się w odczuciu
Nie było miejsca na
taką myśl
Gdy byłaś obok
Miało trwać przez
chwilę bo nie wierzyłem
Że u Twojego boku
dłużej będę
I podzielę tak
wiele życia
Dużo
Aż stałaś się
częścią mnie
Jakby całością
trwania
I wszystkim co było
tylko marzeniem
To był czas inny
niż te sny
Gdzie błąkałem
się w nierealnym świecie
To był świat ten
jaki wypisać tylko może
Znakomity poeta od
serca
Bajka słońce
uśmiech miłość
Zaloty przy
księżycowym świetle
Przy ogniu
wieczornym
Za dnia wśród
zieleni lasu
Słodkich poziomek
I fioletowych jagód
Którymi ciągle się
brudziłem
To były lata
szczerych uśmiechów
Łez czasem smutku
Lecz tylko objęciach
Razem
Teraz odchodzę już
Pożegnać chciałbym
się przytuleniem
Ostatni raz poczuć
Twoje ciepło i smak ust
Dotknąć Twych
delikatnych dłoni
I spojrzeć tylko
szepcąc to czuję
Ostatni raz byś
przyjęła te słowa
Gdzieś daleko nie
wiem sam gdzie
Lecz w sercu zawsze
nosił będę
Te wszystkie wspólne
radości i powiew
Wiatru gdy rano do
pracy szedłem
I wtedy bałem się
że zbyt daleko już jestem
Powiew słów na
przywitanie kiedy wracałem
I pocałunek na
wieczór na dobranoc
Teraz już nie będę
nie mogę
Ciebie nie będzie
odnalazłaś coś innego
Chciałbym być
blisko lecz z każdym dniem
Jest już coraz
większa odległość
Nie pozwolił los
bym tu pozostał
Nie pozwoliła
miłość nam być
Rozkruszył się już
ten kwiecisty świat
Gdzie razem drogą
na przód
Ku szczęściu za
ręce chcieliśmy iść
I teraz tylko
przeprosić serca pozostało
Więc przepraszam
ukochana...
To boli. Smutek tym większy, że poszła tam w ramiona innego, by znaleźć szczęście jakie wyobraził sobie nie jeden na tym świecie. Już nie odzyskam jej, kiedy tak jest marnie i on swym fałszywym głosem słów tak już teraz skrzywdził ją co nawet nie wie ona jak bardzo, Dlatego płaczę.
Komentarze
Prześlij komentarz