Prolog

Ostatnio co weekend funduję sobie ponad 50 godzin bez mowy. Tylko pisane słowa wchodzą w grę albo co najwyżej wymiana zdań, w sklepie gdzie kupuję coś do jedzenia i picia, bo żyć jeszcze chcę. Radość mnie nie opuszcza, że mam wreszcie dach nad głową po trzymiesięcznej tułaczce. Zaczęła się w styczniu kiedy to zostałem wygoniony z domu przez ukochaną i nadal nie pojmuję, nie ogarniam tego, że tak zakończył się najpiękniejszy etap mojego życia. Wszystkie plany na przyszłość to była całość, w której główną postacią była ona. Miłość zaćmiła mnie bez reszty i zapomniałem, że trzeba ją pielęgnować. Paradoks sytuacyjny - tak sobie to wmawiam. Chyba słusznie, bo przecież codzienne "kocham Cię" było dla mnie czymś co udowadnia moją miłość lecz dla niej było uciążliwe. Poza tymi słowami i kilku przytuleniami niewiele poświęcałem jej czasu.
To było jak na wojnie. Kilka ulotnych chwil, raz na tydzień lub dwa niczym żołnierz będący na przepustce. W istocie. Praca pochłaniała mnie bez reszty i mimo, że bywałem codziennie w domu, to jednak nie umiałem oderwać się od biznesu jaki prowadzę. Czasem tylko zagłębiałem się w ten problem i zamykałem się w sobie jakbym był trędowaty. Pokój był tylko dla mnie. Zostałem pustelnikiem we własnym domu i nawet w pracy, gdzie powoli wszyscy mieli mnie dosyć. Szacowałem jedynie zyski, które okazały się tylko potencjalnymi. Spoczęło na niczym i teraz jestem bankrutem.
Jeszcze bardziej pracuję w nowym miejscu. I nie chcę go nazywać domem, bo cała miłość została tam gdzie te największe z drzew jakie w życiu widziałem. Na ukochanej wsi. Nigdy nie spodziewałem się, że tak wiele mogę złapać oddechu i tak bardzo i szybko odżyć. Gdzieś, gdzie przecież trzeba ciężko pracować i nie ma pod ręką sklepów. Tam też były moje pragnienia obcowania z przyrodą. Jakże prawdziwą, jakże egzotyczną i na dodatek tak piękną. A tą piękność tysiąckrotnie potęgowała ona - moja ukochana kobieta. Ufałem jej bezgranicznie i nadal tak jest lecz teraz mimo, że nie tak daleko jestem, to wydaje się jakimś snem niespełnionym. Zresztą gdy byliśmy razem, również miałem wrażenie, że to nie prawda. Taka kobieta to tylko moje marzenia. I tak żyłem w tej utopii, która była najbardziej realną z wszystkiego co wówczas tliło się w moim życiu. Nie umiałem uwierzyć do końca w tą miłość do momentu kiedy ją straciłem. Teraz wiem, że przez to właśnie niedowierzanie zaniedbałem wszystko co było wokół mnie i dla mnie. Odeszła. Wygnała mnie w środku zimy na głęboki śnieg. I dobrze, byłem idiotą i ślepcem. Należało mi się.

Komentarze

Popularne posty